Byłam w sobotę w kinie na zwycięzcy tegorocznych Oscarów- “The Artist”. Sama nie wiedziałam czego się spodziewać, bo chyba nigdy wcześniej nie obejrzałam w całości niemego filmu, ale skoro został wybrany najlepszym roku, to byłam nastawiona pozytywnie.
Pamiętam z dzieciństwa, że w telewizji czasami przewijały się nieme filmy i zdarzało mi się oglądać fragmenty, ale w dorosłym życiu nie zasiadłam nigdy do tego rodzaju filmu.
W klimat “Artysty” idealnie wpasowało się miejsce, w którym go obejrzałam – Electric Cinema, najstarsze kino w Wielkiej Brytanii! Wiedziałam o jego istnieniu, kilka razy przechodziłam obok, pamiętam, że Champ pisał nawet pracę zaliczeniową na jego temat, ale nigdy wcześniej nie byłam wewnątrz. The Electric funkcjonuje od 1909roku i z pewnością wyróżnia się spośród standardowych kin. Może pewnego dnia uda mi się zrobić wewnątrz zdjęcia i pokazać na blogu.
Ponieważ była to sobota, a sala kinowa liczy kilkadziesiąt miejsc, praktycznie wszystkie były zapełnione. Po rozpoczęciu seansu chyba wszyscy poczuli się dziwnie, bo nagle zdali sobie sprawę, że każdy ich ruch będzie słyszalny, a chrupanie rozniesie się po całej sali bardziej niż zawsze. Chociaż nie było popcornu, to w The Electric można kupić inne przekąski, a także drinki w szklankach. Wbrew moim obawom nie było hałasów, ale w pewnym momencie, kiedy po raz kolejny coś zaczęło mnie swędzieć, pomyślałam sobie, że ten film najlepiej nadaje się na domowe zacisze;).
Co do samego filmu, to byłam zachwycona grą aktorską Jana Dujardina, zresztą jego filmowa partnerka, Berenice Bejo, nie była dużo gorsza… Bez pomocy słów przepięknie wyrażali emocje i uczucia. Jedną z moich ulubionych scen była ta, w której główny bohater przemierzał parkiet na planie filmowym, żeby w pewnym momencie odbić Peppy Miller i zacząć z nią tańczyć. Cieszę się też, że w filmie nie zabrakło muzyki, a wstawki dźwiękowe w niektórych momentach były ciekawym posunięciem.
Zaskoczyłam samą siebie, bo wzruszyłam się na filmie klika razy (najbardziej na koniec), chociaż historie miłosne rzadko wywołują u mnie taką reakcję.
Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji obejrzeć “Artysty”, zróbcie to koniecznie!