Z czym kojarzyły Wam się do tej pory Filipiny?
Zanim głębiej zainteresowałam się tym krajem, na myśl przychodziło mi kilka rzeczy:
– Krwawy rytułał krzyżowania w Wielki Piątek
– Balut, przez to, że wielkrotnie widywałam ten przysmak w programach podróżniczo-kulinarnych
– Filipiny jako najbardziej katolicki kraj Azji
– Philippines znajduje się zawsze tuż przed Polską na liście krajów świata, kiedy np. wybiera się w internecie miejsce zamieszkania
– Moja mama korespondowała w młodości z ludźmi z różnych stron świata i pamiętam, że jeden z jej ‘pen pali’ pochodził z Manili
Filipiny odznaczają się na tle innych azjatyckich krajów. Pomimo umiejscowienia na mapie na Dalekim Wschodzie, mają w sobie dużo cech zachodnich. Sam kraj położony jest na ponad 7 tysiącach wysp i cechuje się wewnętrzną różnorodnością. Prawdopodobnie najlepszym miejscem do zapoznania się z filipińską kulturą jest główna wyspa, Luzon, a przede wszystkim jej północ. W górach Kordylriery Centralnej, na północ od Baguio City wciąż można znaleźć ludzi, których styl życia nie zmienił się od pokoleń. Południe Filipin to większe i mniejsze wyspy, z których część jest popularną destynacją turystyczną dla ludzi spragnionych palm i przejrzystej wody.
Duży wpływ na to jak Filipiny wyglądają dzisiaj, miała oczywiście historia. Od X do VI wieku państwo utrzymywało kontakty handlowe z Chinami, później dotarł tutaj Magellan i praktycznie cały archipelag został podbity przez Hiszpanię. W końcu Hiszpanie musieli oddać władzę Amerykanom, ale w trakcie II Wojny Światowej jeszcze Japończycy przejęli kraj na kilka lat. Jednak po wojnie Amerykanie wyparli Japończyków i zostali na Filipinach aż do początków lat 90tych, kiedy ostatnie bazy amerykańskie zostały zlikwidowane.
W związku z dużym wpływem ze strony Stanów Zjednoczonych w przeszłości, większość ludzi mówi tutaj po angielsku. Młodzi, starzy, jedni lepiej, inni gorzej, ale praktycznie wszędzie można dogadać się w tym języku i razem z filipińskim (zwanym tagalog), jest językiem urzędowym.
Osobiście byłam zachwycona telewizją, ponieważ większość programów emituje amerykańskie filmy, seriale i telewizyjne show. W tanim hotelu może i nie miałam okna, śmierdziało wilgocią, ale mogłam obejrzeć przed snem „Good Will Hunting“, „Little Miss Sunshine“ czy ostatni sezon Gossip Girl;). Prasa również wydawana jest po angielsku, czyli kolejne duże ułatwienie dla przyjezdnych.
Wszyscy ludzie, których napotkałam na swojej drodze byli mili i pozytywnie nastawieni. Zawsze skorzy do pomocy, nie oczekując niczego w zamian, chyba, że w ten sposób zarabiają pieniądze, ale takich nie trzeba prosić o pomoc, bo sami wchodzą pod nogi i po wszystkim rzec jasna oczekują napiwku;). W zasadzie nic nowego i nie powiedziałabym, żeby na Filipinach było to częściej spotykane niż w wielu innych krajach. Po prostu charakterystyczna cecha biedniejszych krajów.
Nie spotkałam się z sytucją w której z racji bycia turystką musiałam płacić za coś więcej niż ludność lokalna. Spodziewam się, że takie sytuacje się zdarzają, ale mnie ominęły.
Interesujący wydał mi się wygląd Filipińczyków. Gdyby ktoś zapytał mnie jak wygląda przeciętny mieszkaniec tego kraju, nie wiedziałabym co powiedzieć. Jestem w stanie rozpoznać Chińczyka, Japończyka czy Koreańczyka, ale na widok Filipińczyka równie dobrze mogłabym pomyśleć, że jest to mieszkaniec Ameryki Południowej. Niektórzy mają wyraźnie skośne oczy i widać, że są z Azji, ale nie wszyscy. Podobnie wyglądających ludzi widywałam w Peru czy Meksyku, a więc po twarzach ludzi da się zauważyć hiszpańską przeszłość.
Przy okazji kolejnych postów napiszę więcej o Filipinach, ale teraz zerknijcie na poniższe zdjęcia. Zrobiłam je w drodze z Baguio do San Juan. Z wysokości 1300m zjechaliśmy do poziomu morza. Była to jedna z moich najlepszych podróży autobusem. Kiedy przyszłam na dworzec powiedziano mi, że nie ma już wolnych miejsc i odeszłam kilka metrów dalej. Panowie chyba przejęli się moim losem, bo po kilku minutach jeden z kierowców podszedł do mnie i spytał czy chcę usiąść na miejscu drugiego kierowcy. Ucieszyłam się, bo trasa prowadziła przez krętą, górską trasę, a miejsce z przodu oznaczało to, że całą drogę będę mieć świetne widoki!
Kiedy staliśmy przez chwilę w korku, kierowcy kupili gotowaną kukurydzę, którą później podzielili się ze mną, co było urocze. Siedzeliśmy więc w trójkę, kierowca, drugi kierowca na schodku pośrodku i ja, podejrzanie ucieszona dziewczyna, ciągle pstrykająca foty nudnej trasy, którą panowie jeżdżą pewnie codziennie;). Wiecie jak to jest z jazdą autobusem czy pociągiem, zazwyczaj nie możecie się doczekać aż dotrzecie do celu. Tym razem chciałam, żeby ta podróż nie miała końca.

Bus Nike. Dzieciaki zauważyły, że robię im zdjęcia, więc same wyciągnęły aparat i miały ubaw;).
Przypomnienie dla kierowców, 10 przykazań przy drodze.
Tutaj nikogo nie zdziwiłoby, że lubię jeździć w bagażniku, ale nie próbowałam jeszcze jazdy na dachu samochodu i nie mogę się doczekać, kiedy nadejdzie ten dzień.
Zawstydzony pan kierowca z kolbą kukurydzy w ręku.