Menu

Bzu dotarła na cała i zdrowa, a na jej widok popłynęły mi łzy. Niedowierzała gdzie się znajduje, a na samą myśl, że to Nowy Jork od uśmiechu bolały ją policzki. Udzielił mi się jej entuzjazm i sama czułam się prawie tak, jakby to był to mój pierwszy dzień w Nowym Jorku!


Jet lag dał o sobie znać i chociaż poszłyśmy spać o 1, to Bzu obudziła się już o 4, a później z przerwami spała do 7. Jestem ciekawa po ilu dniach padnie z wykończenia heh.

Wspólnie zabrałyśmy dzieci do szkoły, a później pojechałyśmy na Lower East Side, żeby zjeść śniadanie w jednym z najlepszych możliwych miejsc w mieście.

Pomimo wtorkowego poranku, przed lokalem stała kolejka. W weekendy czeka się 1-2h, więc mogło być gorzej. Na szczęście od razu podano nam czas oczekiwania, także przeszłyśmy się po okolicy.

Weszłyśmy do żydowskiego sklepu, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Wewnątrz unosił się przepiękny zapach chleba macy produkowanego na tyłach sklepu


Jestem pewna, że sposób wyrabiania macy w tym miejscu nie zmienił się od lat. Oby miejsce funkcjonowało jeszcze długo…


Sklep zdecydowanie bardziej przypominał wiejski spożywczy w Polsce, niż tutejszy. Naprawdę urocze miejsce.





Większość drzew już przekwitła, ale można jeszcze trafić na końcówki kolorowych…

Początkowo powiedziano nam, że na stolik będziemy czekać 20min, ale kiedy wróciłyśmy pod restaurację, musiałyśmy czekać jeszcze raz tyle.



W końcu…


Clinton St. Baking Company słynie ze świetnych pancakes. Kasia zamówiła jagodowe, a ja dla odmiany coś słonego i później wymieniałyśmy się talerzami.


Biorąc pod uwagę wszystkie dobre recenzje jakie wyczytałam, rozczarowało mnie trochę menu. Zamówiłam hiszpańską jajecznice z chorizo, warzywami, serem i hash brown, siekanymi ziemniakami. Było dobre, ale bez szału.

Uradowana Bzu przed talerzem swoich pierwszych amerykańskich pancakes. Sama robi je w domu bardzo często, ale aż tak puszyste jak te dzisiejsze do tej pory jej nie wyszły.
No i w smaku były genialne!


Ciepły syrop, zmieszany z roztopionym masłem. Mrrrr co za wspaniały pomysł…

Mina po pierwszym kęsie mówi chyba wszystko. Porcja była jednak za duża i pod koniec Bzu nie mogła już patrzeć na swój talerz.

Później musiałam wracać do pracy, a Bzu chodziła przez resztę dnia po Manhattanie.
Planowałyśmy wyjść gdzieś wieczorem, ale odezwał się jet lag i chyba dostałam odpowiedź na pytanie spod pierwszego zdjęcia.