Przez kilka godzin po porannym locie nie czułam się najlepiej, ale w końcu wybrałam się na plażę, która była tylko dwie przecznice od mieszkania.
Tam dopiero poczułam 100% klimat południowej Kalifornii. Ludzie w tej części stanu wyglądają inaczej niż w San Francisco, za to zupełnie jak w Los Angeles. Na ulicach rolki, plażowe rowery i deskorolki, w Oceanie surferzy mierzą się z falami, a w powietrzu czuć luz i beztroskę;).
Pacific Beach.
Weszłam do Billabong, który okazał się być najlepszym sklepem tej firmy w jakim byłam. W oko wpadły mi m.in. kolorowe zegarki Nixon (po drugiej stronie było więcej kolorów, cena 40-60$).
Mieli mnóstwo świetnych deskorolek, w naprawdę niskich cenach. Chyba nie ma lepszego miejsca na zakup deskorolki niż południowa Kalifornia!
Nigdy nie byłam w sklepie, który miałby fajniejsze ubrania plażowe niż ten. Jeśli chcecie być modne na plaży, lećcie na zakupy do San Diego;)). Ceny były w porządku, a przeceny bardzo korzystne. Zrobiłam małe zakupy (nic nadzwyczajnego), może pokażę przy okazji innego posta.
Beach cruisers, bardzo popularne m.in w LA i San Diego. Gdybym tylko zmieściła w bagażu, z wielką chęcią zabrałabym ze sobą do Polski taki błękitny lub różowy.
To zdjęcie jest chyba moim ulubionym z San Diego.