Menu
Podróże / Przemyślenia / Życie

Pierwsze wrażenia z Rio de Janeiro

Przed podróżą liczyłam na znalezienie noclegu przez Couchsurfing. Nie wiem czemu, ale wyjątkowo nie chciało mi się zatrzymywać w hostelu. Może dlatego, że zazwyczaj poza krótką wymianą zdań nie zawieram poważniejszych znajomości, a spania w pokojach kilkunastoosobowych, co tu dużo mówić, bywa problematyczne. Dodatkowo Rio nie zapowiadało się na bycie najbezpieczniejszym miastem na świecie, więc pomyslałam, że idealnie byłoby zatrzymać się u kogoś, z kim mogłabym spędzić trochę czasu i kto zapoznałby mnie z miastem. Nie dostałam pozytywnych odpowiedzi, więc trzy dni przed wyjazdem bez entuzjazmu zarezerwowałam hostel. Ta moja wyjątkowo zniechęcona postawa była tym razem zwiastunem czegoś bardzo dobrego.

Mój lot troche się skomplikował i do Rio doleciałam później niż to było w planie. Do hostelu dotarłam po 23 i kiedy wysiadłam z autobusu, zachciało mi się śmiać. Wiedziałam, że hostel znajduje się w faveli, brazylijskich slumsach więc nie spodziewałam się luksusów, ale to, co zobaczyłam mimo wszystko troche mnie zaskoczyło. Pomyślałam sobie, że gdyby na moim miejscu była samotnie podróżująca osoba, dla której byłby to pierwszy wyjazd w pojedynkę i pierwszy rzut oka na Brazylię, ktoś mógłby się z miejsca popłakać chcieć natychmiast wracać do domu.
Miałam nadzieję, że nie będę musiała szukać hostelu w tej podejrzanej okolicy nocą, ale kilka metrów dalej zauważyłam patrol policji. Zapytałam ich o adres, a oni wskazali budynek znajdujący się tuż obok mnie. Tylko potem od razu pomyślałam sobie “czy tu jest naprawdę aż tak niebezpiecznie, że pod hostelem czatuje patrol policyjny?”

Zameldowałam się, chłopak z recepcji pokazał mi mój pokój, a tam poznałam pierwszą osobę z naszej późniejszej ekipy Vidigal. Hakan pochodził z Turcji, jest architektem, spędza trochę czasu w biurze, potem może robić sobie wolne/ pracować online i wyjeżdżać. Tym razem zwiedzał Argentyne i Brazylię. Wymieniliśmy kilka słów, okazało się, że wielokrotnie bywał w Polsce, bo jego ex dziewczyna studiowała w Olsztynie. Hakan zapytał mnie dlaczego wybrałam ten hostel i porozmawialiśmy trochę o naszych pierwszych przemyśleniach na temat okolicy. Odnieśliśmy wrażenie, że w hostelu zatrzymują się głównie Brazylijczycy, a niektórzy nawet tu mieszkają, więc tym bardziej nastawiłam się, że raczej nie zawrę nowych znajomości.
Chociaż było już późno i marzyłam o odpoczynku, miałam przed sobą noc pisania pracy zaliczeniowej, bo termin upływał o 10 rano (czasu lokalnego) następnego dnia. Pisałam do 6:30 i jedyna miła rzecz jaka mnie spotkała, to wschód słońca w intensywnych kolorach pomarańczy, różu i czerwieni. Ponadto widok na ocean, który zapamiętałam ze zdjęć hostelu wreszcie się urzeczywistnił. Od Atlantyku dzieliła mnie tylko ulica. Poszłam spać po 7 i z ulgą oficjalnie rozpoczęłam swoją przerwę wiosenną. Kiedy obudziłam się około południa w planach miałam już tylko relaks do końca dnia. Wtedy w pokoju głównym poznałam też Laure, dziewczynę z Paryża, z którą zamieniłam kilka słów i polubiłam od pierwszej chwili. Przyleciała do Rio na 10 dni. Jest jedną z tych szczęściar, które mogą latać prawie za darmo. Jej tata pracuje dla Air France i do 25 roku życia (pozostały jej 4lata) może podróżować z nimi oraz partneramii linii płacąc tylko podatki. Za lot do Rio zapłaciła więc 75euro. Marzenie, pomijając fakt, że akurat w tym przypadku i ja nie miałam najgorzej wygrywając bilet;).

Razem z Hakanem poszliśmy wkrótce na spacer na plażę. Nie wzięłam ze sobą aparatu ani telefonu, żeby zorientować czy Rio wydaje się być tak niebezpieczne jak wszyscy o nim mówią. Normalnie podchodzę z dużym przymrużeniem oka do takich ostrzeżeń, ale tym razem nasłuchałam się przed podróżą wyjątkowo dużo, więc postanowiłam, że będę ostrożniejsza, przynajmiej na początku.
Usiedliśmy na plaży, poszłam się wykąpać. Prąd wody był dość mocny i trzeba było troche się napracować, żeby przebić się przez fale. Ale jak już to zrobiłam, nastałam moment, w którym poczułam motyle w brzuchu z powodu tego, gdzie jestem. Słońce, woda o idealnej temperaturze i widok na długą plażę i niezwykłe skały Rio. Zamknęłam oczy, położyłam się na wodzie i nie mogłam przestać się uśmiechać.

Wieczorem Luis, właściciel hotelu oficjalnie przywitał nas, przygotowując caipirinhe, popularny brazylijski drink. Wciąż byłam zmęczona po krótkiej nocy i podróży, więc jedna mocna caipirinha wystarczyła, żebym poczuła ją w głowie. Później, razem z Hakanem i Laure poszliśmy na spacer po faveli, z zamiarem znalezienia przy okazji jedzenia. Zbliżał się zachód słońca, a my znaleźliśmy się w punkcie z pięknym widokiem na Ipanemę. W takich miejscach zazwyczaj widuje się domy warte miliony dolarów, a my byliśmy pośrodku slumsów. Przeszliśmy kilka uliczek więcej i byłam zafascynowana. Było brzydko, nieotynkowane domy, gdzie niegdzie tektura zamiast szyb, ogromna ilość kabli, zwisająca ze słupów, albo poplątana na ziemi. Ale najważniejsze, że przy tym wszystkim było autentycznie. Plotkujący sąsiedzi, kobiety grillujące szaszłyki przed domem, bawiące się dzieci. Wysokie mury z bogatszych dzielnic zniknęły, drzwi były otwarte i prawdopodobnie wszyscy wiedzą o sobie wszystko.
Był piątek i nawet tam czuć było atmosferę weekendu. Ponura aura faveli obserwowana z zewnątrz znika, kiedy znajdziesz się w jej środku.
Usiadliśmy w restauracji przy głównym skwerze Vidigal i zamówiliśmy kilka smażonych empanadas nadziewanych mięsem, kurczakiem i serem. Jakiś przyjazny Brazylijczyk próbował się z nami porozumieć, na koniec pożegnał się ze wszystkimi pocałunkiem w policzek.

To był bardzo dobry dzień, zaczęłam cieszyć się, że wylądowałam w tym hostelu i miałam przeczucie, że najlepsze jeszcze przede mną.
Żadne z poniższych zdjęć nie przedstawiają tego, co opisałam. Foto relacja jest z kolejnego dnia, soboty spędzonej z Laure w starej części Rio, a wieczorem z imprezy w faveli.

 

Untitled
Ruszyłyśmy z Laure spacerem w stronę plaży. Tutaj w połowie drogi widok na naszą favelę w oddali (na wzgórzu z lewej strony). A budynek rzucający się w oczy to Sheraton.
.Untitled
I rzut oka na drugą stronę z tego samego miejsca, czyli plaże Leblon i Ipanema.Untitled
Sobota i ładna pogoda oznacza, że od rana mieszkańcy Rio urzędują na plaży. Starzy czy młodzi, nieważne, wszyscy uprawiają jakiś sport. Untitled
Przeszłyśmy ponad 5km, aż do Copacabany i trochę się już zmęczyłyśmy, a nadal byłyśmy przed celem głównym dnia. Jeśli chodzi o plażę, od Copacabany wolę mniej zatłoczoną Ipanemę i Leblon.Untitled
W końcu wsiadłyśmy w autobus i pojechałyśmy do Lapa. Przerwa na popularną tutaj mrożoną herbatę i ustalanie gdzie idziemy.Untitled
Niektóre budynki były piękne, w niezłym stanie, inne wyglądały gorzej.Untitled Untitled
Kawałek akweduktu z połowy XVIII wieku.Untitled Untitled
W tej okolicy zrobiło się trochę niebezpiecznie, obie z Laure nie czułyśmy się zbyt pewnie. Później okazało się, że przeczucia miałyśmy słuszne, nasz kolega kilka dni wcześniej w tym samym miejscu widział złodzieja uciekającego przed policją, a w ten sam dzień na znajdujących się w pobliżu Schodach Selarona napadnięto na cztery osoby.Untitled
I właśnie ta mało bezpieczna uliczka zaprowadziła nas do Escadaria Selarón, schodów autorstwa czilijskiego artysty. Projekt zawiera ok 2000 płytek zebranych z ponad 60 krajów, niektóre pochodzą z Rio, inne zostały podarowane przez odwiedzających, są też ręcznie malowane przez Selarona.
Untitled UntitledUntitledUntitled
Ja i Laure.
Untitled Untitled
Szłyśmy tak, jak prowadziła droga, szłyśmy ciągle pod górę i po wejściu na wzgórze znalazłyśmy się w Santa Teresa.UntitledUntitledUntitled
Zapanował lekko artystyczny klimat, a okolica bardzo nam się spodobała. W szeregu domów natrafiłyśmy na dziurę z wyburzonym budynkiem, pomiędzy dwoma innymi, skąd można było podziwiać górzyste położenie miasta.UntitledUntitled
Na samym szczycie znajduje się Parque das Ruinas z ruinami domu Laurindy Santos Lobo, które w latach było kulturalnym centrum. Teraz odbywają się tam wystawy, czasami małe koncerty, a z parku i domu rozchodzi się kolejny świetny widok na Rio.
UntitledUntitled Untitled Untitled
Untitled
Untitled UntitledUntitled
Powiedzmy, że to część biznesowa miasta.UntitledUntitledUntitled
W okolicy znajdowały się tory starej kolejki przypominającej tą, która jeździ po Lizbonie. Niestety w 2011 wagon wykoleił się, zginęło kilka osób, kilkanaście zostało rannych i od tamtego czasu kolejka jest nieczynna.Untitled
Po zwiedzeniu okolicy trafiłyśmy na przyjemną knajpkę pełną miejscowych, pochłoniętych rozmowami ze znajomymi.UntitledUntitled
To było dobre miejsce na zrobienie przerwy, zamówiłyśmy kanapki, coś do picia i usiadłyśmy na zewnątrz.Untitled
Brazylijczycy chętnie zawierają znajomości, praktycznie za każdym razem jak gdzieś siadaliśmy, ktoś do nas zagadywał. I tak też było w Santa Teresa. Odezwała się do nas pani ze stolika obok, znała angielski, więc porozmawiałyśmy z nią chwilę. Co zabawne, w większości takich rozmów padało pytanie czy mieliśmy już problemy- Nie? Jeszcze nie? Tak jakby nawet miejscowi z góry zakładali, że wyjazd z Rio bez bycia napadniętym to duży sukces;).Untitled Untitled
W tym miejscu pożegnałyśmy się z Santa Teresą, chociaż zejście na dół znowu było emocjonujące. Na schodach spało dwóch facetów, trzech młodych siedziało opartych plecami. Skradałyśmy się powoli, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi, przeszłyśmy obok siedzących, ale olali nas, więc odetchnęłyśmy z ulgą.Untitled
Prawie jak w Portugalii.Untitled
Pędzącym na złamanie karku autobusem miejskim dotarłyśmy do plaży, a dalej wybrałyśmy spacer.Untitled
Leblon pod wieczór.Untitled
W drodze do hostelu zauważyłyśmy grupkę osób ćwiczących chodzenie po linie. Nikomu nie udało się dojść do środka, ale przyznam, że od jakiegoś czasu sama chętnie spróbowałabym slackliningu.Untitled
Tego dnia przeszłyśmy z Laure ponad 10km, więc to był już moment kiedy zupełnie nie chciało mi się wyciągać aparatu, ale zmusiałam się dla widoku po zachodzie słońca;).Untitled
Wieczór przegadałam z poznanymi wcześniej tego samego dnia Alexem z Meksyku/USA i Tiago z Portugalii. Około 11 wybraliśmy się na imprezę w faveli, która była dosłownie kilka schodów od nas, bo w domu nad hostelem. Na zdjęciu Laure i Ricardo, który przyjechał do Portugalii na wymianę studencką. Na pierwszych kilka dni zatrzymał się w naszym hostelu, tam poznał Tiago i później wieczorami wychodziliśmy razem z nim.Untitled
Ktoś przyprowadził kilka osób z Hiszpanii, więc impreza zrobiła się całkiem międzynarodowa.Untitled
Okazało się, że barmanem był chłopak, u którego odbywało się party. Amerykanin z Michigan mieszka tam ze swoją dziewczyną z Brazylii, a impreza zorganizowana została z okazji urodzin jej siostry. Untitled
Oberwanie chmury.Untitled
Nie doczekaliśmy krojenia tortu. Tiago z Ricardo poszli sprawdzić inną imprezę, a ja z Alexem poszliśmy spać około 5. Leżąc już w łóżku, przed zaśnięciem usłyszałam tylko brazylijską wersję “sto lat” i mogłam żałować, że nie załapałam się na deser;).