Już w pierwszych chwilach na lotnisku rzuciło mi się w oczy to, że Japończycy do wyluzowanego narodu raczej nie należą. Z pozoru spokojni i opanowani, a jednak wyczuwałam jakąś nerwowość. Trzęsienia Ziemi może nie wyprowadzają ich z równowagi, ale już drobnostki potrafią podnieść ciśnienie. Czasami zabawni są w tej swojej powadze i gorączkowym myśleniu, zwłaszcza gdy chodzi o coś zupełnie nieistotnego. Uprzejmość wpisana jest w ich kulturę. Jeśli o coś zapytasz, otrzymasz pomoc. Nie zawsze zrozumiane zostanie Twoje pytanie, czasami odpowiedź będzie błędna, a innym razem odpowiedź po angielsku będzie brzmiała jak po japońsku, więc też na niewiele się zda. W każdym razie pytać warto, choć może lepiej nie zaczynać konwersacji od “Do you speak English?” bo wtedy zawstydzony swoim angielskim Japończyk może pokręcić głową i pójść dalej.
Asakusa Market, targ turystyczny niedaleko miejsca w którym mieszkałyśmy.
Jeden ze wzorów tych mniej wygodnych japonek.
Bzu i oczarowani nią japońscy turyści.
Tego dnia pojechałyśmy do Shibuyi na ramen, który wyszukałam wcześniej w internecie.
Znowu miałyśmy problem ze znalezieniem tego miejsca, ale pomógł nam ktoś z ulicy.
Podano nam menu, w które wpatrywałyśmy pionowo, po czym pani obróciła je poziomo, bo przecież tak się czyta kanji;).
Zamówiłyśmy miso ramen i ramen na wieprzowym bulionie.
Tak wygląda makaron idealny. Był obłędnie smaczny, perfekcyjnie ugotowany, a z ramen smakował fantastycznie!
Pierożki gyoza z wieprzowiną.
Jeśli chodzi o jedzenie, to miejsce było chyba numerem jeden ze wszystkich, które odwiedziłyśmy w Japonii.
Yoyogi Park.
Pies w różowych okularach, najlepszy.
Wybieg dla psów w parku.
W drodze do świątyni Meiji Shrine.
Wieczorem obsługa hostelu nie poinformowała nas szczegółowo w temacie dojazdu na lotnisko, nie zdążyłyśmy na ostatni pociąg i z miasteczka Narita musiałyśmy na lotnisko dojechać taksówką, bo nasz lot do Osaki był o 6. Okazało się, że lotnisko jest na noc zamykane, więc do 4 rano siedziałyśmy/spałyśmy na ławce przed budynkiem.
Ścigałyśmy się na wózkach bagażowych, było ciepło i miałyśmy WiFi, więc nie było wcale tak źle;).