Ostatnio miałam tyle zdjęć do dodania, że wszystkie wpisy pojawiają się z opóźnieniem. Zanim napiszę o minionym weekendzie w Reno, wspomnę o poprzednim.
Sobotnie popołudnie, tuż przed wyjściem z domu.
Swoje włosy lubię tylko czasami. Zazwyczaj nie utrzymują się tak ‘puszyste’ na długo, a najgorsze jest to, że mam chyba najbardziej poplątane włosy świata i nic nie mogę na to poradzić…
U Sary, przed wyjściem do klubu. Sukienka jest z A’gaci, buty pokazywałam w poprzednim poście, a to co mam na ręce pokażę z bliska jeszcze w tym tygodniu;).
Swoją pierwszą imprezę w San Francisco zaliczyłam właśnie w Temple, a teraz po kilku miesiącach wróciłam;). Na zdjęciu z Sarah i znajomą z Brazylii.