Kiedy Bzu poszła w piątkowe popołudnie pożegnać się z Nowym Jorkiem, po powrocie rzuciła mi się w ramiona i oświadczyła, że jej lot został odwołany i leci w poniedziałek.
Tego dnia, ja sama odkryłam coś, co wprawiło mnie w świetny humor, chociaż akurat dzisiaj okazało się, że powodów do radości nie było, bo popełniono błąd (wyjaśnię niedługo) ;).
Piątek 13stego okazał się więc dla nas strasznie pozytywny, po pracy spakowałyśmy zestaw fotografa i poszłyśmy na dach naszego wieżowca…
To był jeden z najfajniejszych zachodów słońca w moim życiu. Nie dość, że z widokiem na Manhattan, to obok mnie była Bzu, słuchałyśmy dobrej muzyki i byłyśmy w fantastycznych humorach. Nasze szczęście popijałyśmy Żubrówką z sokiem jabłkowym.
Nie mogłyśmy nie wykorzystać tego nastroju i piątkowa noc musiała zakończyć się wyjściem z domu. Sukienka Bzu- Topshop.
Musiałam się więc nieźle nawykrzywiać, żeby wyjść na zdjęciu w miarę proporcjonalnie, każda normalna poza się nie sprawdzała. Sukienkę kupiłam jeszcze w San Francisco, a buty niedawno w Urban Outfitters.
Pojechałyśmy do Meatpacking District.
Za cel wybrałyśmy The Jane Hotel. To nie tylko hotel ale też bar/klub.
Hotel otworzono w 1908 dla marynarzy, a 4 lata później ulokowano tutaj również rozbitków z Titanica!
Kojarzycie z filmów korytarze tak wąskie, że można oprzeć się plecami o ścianę a nogami oprzeć o drugą? Podobno tutaj nadal tak jest, ale pokoje już nie są tak klaustrofobiczne jak kiedyś.
Wystrój był zachwycający.
Świetny klimat.
Napiłyśmy się czegoś, pogadałyśmy, później chciałyśmy wybrać się gdzieś indziej, ale w drodze zachciało nam się spać i wróciłyśmy do domu.