Tegoroczny program moich studiów zamiast letniego stażu obejmuje zimowy. W czerwcu spędziłam dwa tygodnie w redakcji Woman’s Weekly w Londynie (relacją), a tym razem przyjęto mnie do Food and Travel Magazine! Jak nietrudno domyślić się po nazwie, miesięcznik opiera się o jedzenie, podróże, a do tego zawiera świetne fotografie. Obok Jamie Magazine, to moje ulubione brytyjskie czasopismo.
Już w zeszłym roku chciałam odbyć tam staż, ale kiedy moja koordynatorka praktyk skontaktowała się z redakcją, okazało się, że mieli już innego stażystę. W tym semestrze chciałam spróbować po raz kolejny, ale nie robiłam sobie większych nadziei, miałam zamiar napisać do kilku miejsc w Warszawie i nastawiałam się, że prędzej wypali coś w Polsce… A tu miła niespodzianka! Redakcja zaproponowała mi cały miesiąc, żebym od początku do końca zobaczyła tworzenie numeru, ale mam egzamin, więc spędze tam tyle czasu, ile zaplanowane zostało w programie studiów- trzy tygodnie.
Nie wiem jeszcze jak będą wyglądały moje obowiązki, ale pewnie inaczej od tych w Woman’s Weekly, bo wątpie, że redakcja posiada kuchnię. W każdym razie jakie by nie były, wierzę, że będzie to ciekawe i cenne doświadczenie.
Dzisiaj zdałam sobie również sprawę z tego, że najgorszy okres na uczelni mam już za sobą, bo 10 tygodni zajęć z zaledwie tygodniową przerwą w trakcie, zdarza się u mnie tylko jesienią. Teraz do wakacji powinno już pójść z górki!
Dla mnie to praktycznie koniec zajęć w tym semestrze. Z Australii wracam 8 stycznia, przede mną będą tylko dwa dni zajęć, jeden egzamin, a później na okres 21.01-8.02 przenoszę się do Londynu na praktyki. Drugi semestr zacznie się w połowie lutego, a ja na sam koniec miesiąca wyjeżdżam, na krótko, ale dość daleko (jeszcze o tym napiszę!). A później w trzecim tygodniu marca zaczynamy 3-tygodniową przerwę wielkanocna i znowu wyjadę na prawie cały ten okres. To będzie podróż związana z resztą z wygranego biletu.
Kiedy wrócę, dni będą już dłuższe, a do wakacji pozostanie zaledwie sześć tygodni zajęć. No i o to chodzi w tym mieszkaniu w Birmingham, żeby jak najczęściej się stąd urywać;).
Echhh, wszystko na tą chwilę byłoby idealnie, gdyby nie wyskoczył dziś problem, który będzie za wszelką cenę chciał popsuć mi nadchodzącą podróż. Całkiem w moim stylu byłoby rozpaczać z tego powodu przez kolejnych kilka dni, ale wtedy oznaczałoby to, że ta rzecz jest bardzo ważna, o czym zresztą przekonana jest większość świata, a wcale nie jest. No i z tego powodu sprawę postanawiam olać i przyjmuję postawę “będzie dobrze!”