Menu
Podróże / Przemyślenia / Życie

Czy nadal lubię podróżować sama?

Kilka dobrych lat prowadzenia tego bloga kręciło się wokół moich podróży i przygód w pojedynkę. Przemierzyłam spory kawałek świata we własnym towarzystwie i bawiłam się znakomicie.
Dla niektórych być może trwało to nawet za długo, bo pamiętam, że czytałam w komentarzach pod postami o tym, jak bezsensownie postanowiłam spędzić resztę życia. Tymczasem, ja nigdy nie miałam z życiem w pojedynkę najmniejszego problemu. Nikogo nie szukałam, bo wychodziłam z założenia, że któregoś dnia sam się znajdzie. A wizja tego, że się nie znajdzie wywoływała we mnie dokładnie taki sam spokój.

Cztery i pół roku temu poznałam Benjamina i od tamtego czasu najczęściej podróżujemy razem. Już na pewno nie w takiej ilości, jak miałam w zwyczaju przed naszym poznaniem, ale za to więcej lokalnie. Podczas ostatniego lotu do Stanów wyszło nam, że wspólnie lecieliśmy samolotem tylko kilka razy! Sami nie wiemy jak to się stało, ale wychodzi na to, że jednak czasem jeszcze wyruszam gdzieś sama. A czy nadal lubię, jakie widzę wady i zalety podróżowania razem i w pojedynkę – o tym przeczytacie w poniższym poście.

Co jest fajnego w podróżowaniu w parze?

Możliwość dzielenia się wyjątkowymi chwilami, to jedna z największych zalet. Masz do kogo się odezwać, z kim się podzielić tym, co piękne, ale i zwątpieniami w gorszych momentach. Jest z kim wspominać podróż lata później i wymieniać się zdarzeniami, które drugiej osobie być może wyleciały już z pamięci.

Podróże we dwójkę poszerzają też możliwości w jaki sposób możesz je realizować. Zwłaszcza jeżeli druga osoba posiada umiejętności, których nie masz ty. Nigdy nie przejechałabym przez Amerykę Południową motocyklem, gdyby nie Benjamin. Nie miałabym dzisiaj vana jako samochodu, gdyby nie wieloletnie marzenie mojego chłopaka. Nie twierdzę, że nie jest to do zrobienia w pojedynkę, jasne, że jest. Nigdy nie jest natomiast tak, że w danym momencie potrafisz to, co druga osoba, albo że masz ochotę się tego uczuć. A uzupełnianie się różnymi umiejętnościami i cechami osobowości, to naprawdę super sprawa, zarówno we wspólnym życiu jak i w podróży.

Za co cenię samotne podróże?

Od zawsze lubiłam trzymać się sama. W szkole nie pytałam koleżanek, żeby poszły ze mną do toalety i potrzymały drzwi, jako nastolatka wolałam sama chodzić do miasta niż z kimś się umawiać. W dorosłym życiu przełożyło się to w zasadzie na wszystkie sfery, również podróże.
Sytuacji w których żałowałam, że nie jestem w drodze z kimś jeszcze, szczerze mówiąc nie pamiętam. Pamiętam za to całą masę przygód! Na co dzień czasami przeginam i spędzam tyle czasu sama, że odbija się to negatywnie na mojej głowie. Wyjście do ludzi często kosztuje mnie trochę siły, w podróży przychodzi mi to jakoś łatwiej.

No właśnie, podróżując w pojedynkę poznaje się dużo więcej ludzi niż we dwójkę. W końcu łatwiej zagadywać do pojedynczych osób i często samemu dąży się do nawiązywania znajomości. A to wiąże się też z częstym nieoczekiwanym obrotem spraw i przyciąganiem przygód. Jedna zasada sprawdza się bardzo dobrze – im bardziej jesteś otwarty na ludzi i otoczenie, tym więcej przygód cię spotyka.

Lubię też, kiedy mogę robić dokładnie to na co mam ochotę, w taki sposób jaki mi się podoba. Kiedy nie trzeba chodzić na żadne kompromisy i martwić się czy druga osoba jest zadowolona. Najlepsze zdjęcia w podróży robię najczęściej wtedy, kiedy jestem sama. Bo mogę poświęcić na każde zdjęcie tyle czasu, ile mam ochotę, coś poprawić, cofnąć się w inne miejsce, zostać na dłużej w tym samym, bez żadnych wyrzutów sumienia.


W pojedynkę, ale jakby z drugą osobą na sobie – dwa plecaki i deska surfingowa w totalnym upale


Co jest trudniejsze w samodzielnych wyjazdach będąc w parze?

To, co przychodzi mi z pewnością ciężej niż kiedyś, to sam wyjazd. Praktycznie za każdym razem, zamiast cieszyć się wyjazdem, noc wcześniej nachodzi mnie ochota, żeby zostać w domu. Przecież wspólne wieczory na kanapie są takie milusie! Po co komu podróże? Nagle uwalnia się smutek i wielka tęsknota, a ostatnie na co mam ochotę, to rozstawać się z moim chłopcem. Dzień wcześniej spędzamy więc zazwyczaj przyklejeni do siebie. Nie pomaga też na pewno, że Benjamin nie lubi być sam w domu. W przeciwieństwie do mnie, jest bardzo towarzyski, więc każdy mój wyjazd smuci go bardziej, kiedy sytuacja się odwraca i to ja zamykam za nim drzwi. Czasem zazdroszczę singlom, że mają ten temat z głowy!

Czy jedno zastąpiło mi drugie?

Wspólne podróżowanie nie zastąpiło mi samotnych wyjazdów. Nadal są mi czasem potrzebne i cieszą w inny sposób niż te we dwójkę, dostarczają trochę innych wrażeń. Wyraźniej pachną przygodą, zwłaszcza wtedy, kiedy jest to drobna podróż, nawet jednodniowy wypad.

Osobne podróże mają też sens, kiedy ma się różne hobby. Benjamin wybrał się kiedyś z kolegami i off-roadowym motocyklem na Saharę, gdzie dnie spędzali na jeżdżeniu po pustyni. Jedna osoba na motocyklu, kilka w aucie i tak każdy na zmianę co jakiś czas. To typ podróży, który spokojnie mogłabym sobie odpuścić. Planując wyjazd pod surfing, z kolei Benjamin byłby mniej zainteresowany dołączeniem.

Samotna włóczęga w moim przypadku sprawdza się też lepiej przy zwiedzaniu miast. Zwłaszcza kiedy do wyjazdu podchodzę jak do pracy, bo zbieram materiały na bloga. Dla Benjamina okazują się to zbyt intensywne. Za dużo chodzenia, za dużo jedzenia, za dużo focenia. Widząc ostatnio mój przewodnik z Barcelony był w szoku, że udało mi się odwiedzić tyle miejsc w relatywnie krótkim czasie. Ha, no tak, we dwójkę nie byłoby to możliwe! Chcąc zrealizować ten sam plan razem, musiałabym się nasłuchać narzekań, robić wszystko wolniej i z przerwami. Nie przeszkadza mi szczególnie, że jego motywacja nie pokrywa się z moją, nie musi. Tylko w takiej sytuacji wolę mieć spokój i działać w pojedynkę.

Nie czekaj na drugą osobę

Jednego jestem pewna – jeżeli ciągnie cię w świat, nie czekaj na to, aż ktoś będzie chciał wybrać się z tobą. I nie mówię tu nawet tylko o chłopaku czy dziewczynie, ale o wszelkich partnerach do podróży. Umawianie się bardzo często kończy się zmianą zdania drugiej osoby, a ty zostajesz z niczym. Zawsze powtarzałam, że podróże w pojedynkę są świetnym doświadczeniem i tego samego zdania trzymam się do dzisiaj.