Klimat północnej Kalifornii jest mi bliższy od południowej. Nie w sensie pogodowym, pod tym względem zdecydowanie wygrywa południe z wyższymi temperaturami i przewagą słonecznych dni. Jeżeli jednak miałabym się zdecydować na miejsce do życia, to bliżej północy czułabym się chyba jednak lepiej.
Różnice między północną, a południową Kalifornią?
Posłużę się głównie przykładem San Francisco i Los Angeles, bo to typowi przedstawiciele tzw. NorCal i SoCal.
Akurat oba miasta są przykładami na zdrowszy tryb życia niż w pozostała części kraju. San Francisco ma może większego bzika na punkcie lokalnych, eko produktów, ale życie przy plaży w południowej Kalifornii sprawia, że wygląd i kondycja fizyczna wskakuje wysoko na listę priorytetów mieszkańców. Zwłaszcza tych zlokalizowanych w niedużej odległości od oceanu. Bo jednak sporo ludzi wizytę na plaży musi traktować jak całodniową wyprawę i nie do końca przejmuje się tym jak wygląda w bikini. W każdym razie presja na dobry wygląd na pewno istnieje tu bardziej niż w reszcie Stanów, Hollywood ma coś do powiedzenia w tej kwestii. Do miasta wciąż przyjeżdża wiele ludzi próbujących zrobić karierę w przemyśle filmowo-telewizyjnym, a atrakcyjność to jeden z wymogów tego komercyjnego światka.
Jednym z największych minusów Los Angeles jest dla mnie jego rozległe położenie. Mijając miasto ma się wrażenie, że nie ma końca, a już tym bardziej, kiedy trafia się na korki. W LA są one zdecydowanie gorsze niż w SF. Rozmiar miasta robi swoje. Powierzchnia San Francisco jest na dobrą sprawę niewielka, zajmuje 13-ste miejsce w rankingu największych amerykańskich miast. Dopiero Bay Area, rejon zatoki SF sprawia, że miasto wydaje się być ogromne.
W San Francisco można liczyć na niezły transport publiczny, sięgający również poza granice miasta, podczas gdy w Los Angeles ciężko jest przeżyć choćby kilka dni bez samochodu. Niestety nawet mając auto, trzeba liczyć się z tym, że dojazdy w różne części miasta pochłaniają mnóstwo czasu i to uważam za jeden z największych minusów LA.
Kulinarnie północ wygrywa m.in. różnorodnością, wyszukaniem, winnym regionem Napa Valley. 1/3 amerykańskich restauracji z trzema gwiazdkami Michelin znajduje się w tych stronach. Los Angeles nie pozostaje daleko w tyle, też posiada różnorodną scenę kulinarną dzięki imigrantom z całego świata. Z pewnością ma też przewagę w kuchni meksykańskiej ze względu na ulokowanie bliżej granicy i większą liczbą żyjących tu Meksykanów. Generalnie w Kalifornii niemalże wszędzie możecie liczyć na dobre, meksykańskie jedzenie, ale na południu o nie najłatwiej.
Różnice między północą, a południem są też w języku. Miałabym problemy z rozpoznaniem akcentu z północy, ale już dużo łatwiej zorientować się, kiedy ma się do czynienia z kimś z okolic LA, San Diego. Nadużywanie słowa “like” jest jednym z charakterystycznych objawów, podobnie ze zwracaniem się do znajomych per “dude” i używanie tego słowa zamiast “man”. Południe Kalifornii ma ogólnie zdecydowanie więcej do powiedzenia w slangu i potrafi zaskoczyć słowami, jakie do tej pory były ci zupełnie obce.
In–N–Out Burger, to najpopularniejszy fast food południowej Kalifornii, który zaliczył chyba wszystkie Tumblry świata i jest prawdopodobnie najchętniej fotografowanym fast foodem. Owszem, zjecie tu zdecydowanie lepsze burgery niż w Macu czy Burger King, ale już frytki nie wychodzą im tak dobrze. Najlepszą według mnie kanapką jest Animal style cheeseburger.
Randy’s Donuts to dla mnie jeden z symboli LA. Naoglądałam się tej zabytkowej piekarni z pączkami na zdjęciach lomo i od lat chciałam zobaczyć ten lokal na żywo. Stało się to zupełnie przypadkiem, w drodze na lotnisko. Randy’s działa od lat 50-tych, po pączki można ustawiać się w kolejce do okienka, albo podjechać autem przez drive-in.
Venice Beach i skatepark zlokalizowany przy plaży, to kolejne miejsce z którym kojarzy się LA.
Przed wizytą na Venice, Benjamin zapytał mnie czy do skateparku nadal przychodzą dobrzy skaterzy, czy przenieśli się gdzie indziej, a tutaj bawią się ci, którzy nie do końca wiedzą co robią. Potwierdziło się, że nadal bardzo często spotkać można tu świetnie jeżdżących chłopaków i dziewczyny.
Corona Extra z którą współpracuję towarzyszyła mi tego dnia na Venice Beach. Bez limonki, ale za to z widokiem na wyczyny skaterów, których obserwować można godzinami.
Ta dziewczyna była świetna!
Ostatnie promienie słońca na plaży.
Na koniec chciałam Wam podziękować za wypełnione formularze ankiety, jest ich więcej niż się spodziewałam. Wynikami podzielę się z Wami na początku grudnia!