Noce w Miami były krótkie. Nie przez ekscytujące życie nocne, imprezy do rana, tylko jet lag i ciągłe zamieszanie w hostelowym pokoju. Drugiego dnia obudziłam się przed 6, było jeszcze ciemno, zero szans na ponowne zaśnięcie. Od oczekiwania na kolejny dzień, lepszym pomysłem było wyjście mu na przeciw. Nad Atlantykiem widziałam w życiu trzy wschody słońca, w tym dwa na Florydzie. Ten pierwszy nie był tak ładny jak to, co zobaczyłam kilka dni temu, ale zapadł mi w pamięci również z innych powodów.
Gasnące światła, fioletowe niebo i czarne palmy na jego tle. Na plaży byli już pierwsi biegacze, spacerujący staruszkowie, trzymające się za ręce pary, imprezowicze, dla który poprzedni dzień wciąż się nie skończył, a nawet wędkarz łowiący śniadanie. Spakowana do torby bluza nie przydała się, wiatr znad oceanu nawet o tej porze nie był chłodny.
Written by
Ula
Further Reading...
Maddie the Coonhound.
November 25, 2012Ankieta dla czytelników bloga
November 15, 2016
Next Post