Celem na niedzielę był Park Narodowy Sekwoi. Jest to drugi po Yellowstone najstarszy park w USA. Na jego terenie znajduje się Mount Whitney, najwyższy szczyt w kontynentalnych Stanach (poza Alaską), liczący 4421 m.n.p.m. W parku, w Lesie Olbrzymów rośnie pięć, z dziesięciu największych drzew na świecie, a nam oczywiście najbardziej zależało na zobaczeniu tego największego, General Sherman Tree.
Śmiesznie było patrzeć na ośnieżone szczyty przed nami, kiedy dookoła był upał i susza.
We Fresno, gdzie spałyśmy, było jakieś 30stopni. Takiej temperatury tutaj nie doświadczam, bo różnica między środkową Kalifornią a wybrzeżem jest ogromna, ok 15stopni.
Krajobraz zmieniał się bardzo szybko.
Płaski teren zamienił się w pagórki, a żółć roślin w zieleń.
W ciągu godziny znalazłyśmy się wysoko w górach Sierra Nevada, blisko szczytów, które widziałyśmy na początku trasy.
Mimo, że w wielu miejscach leżał śnieg, było ciepło. Zaparkowałyśmy na parkingu dla odwiedzających park i dalej musiałyśmy przesiąść się w autobus (trasa piesza była chwilowo zamknięta), który co 15min zabiera odwiedzających do Giant Forest.
Przejście wyżłobione w przewróconej sekwoi.
Z tej odległości byłam w stanie objąć całe drzewo General Sherman.
General Sherman, mamutowiec olbrzymi, jest objętościowo największym drzewem na świecie. Wysokość 84m, średnica pnia 8m, waga 1200ton. Dla mnie niesamowity jest również wiek tego drzewa, bo liczy pomiędzy 2300 a 2700lat.
Przekrój przez pień drzewa.
Jitka na śniegu;).
W tle z General Sherman Tree.
A to już droga powrotna i jeden z punktów widokowych. Po kilku godzinach jazdy górską wąską trasą z milionem zakrętów, nie mogłyśmy doczekać się autostrady;).
To był bardzo udany weekend.