Menu
Podróże

Shinjuku – zdjęcia z Tokio

Pierwszą styczność z Japonią wyobrażałam sobie jak lądowanie na innej planecie, przeniesienie się w przyszłość, świat tak futurystyczny, że nie potrafiłabym się w nim odnaleźć. Z drugiej strony liczyłam na zderzenia z niesamowitą kulturą, tradycją historią. Bywało kosmicznie, nawet bardzo, cofałyśmy się też w czasieo setki lat, ale oczkiewania miałam chyba jeszcze większe.
Oczami wyobraźni byłam tam wiele razy. Popularne lokalizacje mają to do siebie, że za pomocą zdjęć, filmów, tekstów, rozmów wyrabiamy sobie opinię na ich temat i wiemy mniej więcej jak się poczujemy, gdy pewnego dnia znajdziemy się na miejscu. Moje przekonanie trochę minęło się z rzeczywistością i zaliczyłam kilka drobnych rozczarowań, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, żeby Japonia nie spodobała mi się i nie zainteresowała swoją innością. Wrócę tam kiedyś.

Na moje wrażenia z wyjazdu mogło też wpłynąć kilka rzeczy. Chyba jeszcze nigdy nie zaczynałam podróży tak zmęczona jak tym razem. Przemieszczanie się z Nowego Jorku na przeciwległy punkt Ziemi, z przystankami po drodze, zaliczaniem kilku stref czasowych i nieprzespanymi nocami sprawiło, że na miejsce dotarłam nieżywa i obojętna na to, czy jestem w Japonii czy Polsce. A kiedy po kilku dniach doszłam do siebie, to czekała nas kolejna nieprzespana noc, lot samolotem i cały dzień zwiedzania. W ogóle chyba przez większość czasu czułyśmy się zmęczone, prawie każdej nocy zasypiałyśmy jak dzieci. Powietrze było bardzo wilgotne, temperatura przekraczała często 35’C, na nogach byłyśmy każdego dnia od rana do wieczora, a przez cały pobyt przeszłyśmy między 50 a 100km.
Brakowało jakiegoś punktu odpoczynkowego, dnia spędzonego na plaży, blisko wody i “nicnierobienia”, bo wizja całego dnia w hostelowym łóżku to już przecież nie to samo i ewidentne marnowanie czasu. Odwiedzałyśmy różne parki, ale tam zawsze polowały na nas jakieś krwiożerce stworzenia i zostawiały na całych nogach ugryzienia przypominające te po komarach. Japońskie lato przypomina to nowojorskie, a i trzeba przyznać, że zwiedzanie jej w sierpniu bywa wyzwaniem.

Po tych samotnych wyjazdach z ostatnich lat poczułam też różnicę w podróżowaniu w większym gronie. Niby tylko mama i Bzu, dwie bardzo bliskie osoby, a jednak brakowało mi trochę tej wolności i swobody i decydowaniu wyłącznie o samej sobie. Oczywiście dużo jest plusów posiadania kompanów w podróży, ale w samotności przeżywam podróże jednak inaczej. Doświadczam ich intensywniej, daję się ponieść temu co mnie otacza, łatwiej jest fotografować. Funkcja kierownika, zarządzanie ludźmi, nie należy do moich ulubionych zajęć, ale przynajmniej Bzu mogła ponabijać się z marudnej “pani szef”, która jak się nie wyspała, to bezpieczniej było z nią nie rozmawiać. Momentami byłam załamana paskudnością swojego charakteru, ale ciężko go zmienić, oj ciężko.

W dzisiejszym poście dodaję zdjęcia z niezwykle zwariowanej dzielnicy Shinjuku. To centrum biznesu, handlu i rozrywki. Wieżowiec obok wieżowca, mnóstwo kolorów, rysunków i krzykliwych napisów. Znajduje się tu również najbardziej ruchliwy dworzec kolejowy świata, przez który dziennie przewija się 3,5 miliona ludzi! Części rozrywkowej nie da się opisać słowami, niech zdjęcia ją zobrazują, a już najlepiej doświadczyć tego kiczu samemu.

Szukałyśmy w Shinjuku pewnej restauracji, którą zapisałam sobie na liście do odwiedzenia, ale nie udało nam się jej odnaleźć. Skończyłyśmy więc w zwykłym barze, zamówiłam surowego mielonego tuńczyka z ryżem i dodatkiem wodorostów.

Uliczka w części rozrywkowej.

Nie zapomnimy z Bzu wejścia do salonu Pachinko. Było tam tak potwornie głośno, że kiedy wybuchnęłyśmy śmiechem, nie słyszałyśmy samych siebie. Pachinko to japońska gra, połączenie bilardu i pinballa, od fliperów odróżnia ją brak ‘łapek’. W ramach wygranej dostaje się kolejne kulki do gry, można je też wymienić na gry rzeczowe. Hazard w Japonii jest nielegalny, dlatego nie gra się na pieniądze.

W tego typu miejscach z różnego rodzaju automatami i grami bawi się już raczej młodsze pokolenie, głównie nastolatki. Znalazłyśmy tam z Bzu automat do purikury, a efekty zobaczycie niedługo na blogu.

Nocą Shinjuku robi jeszcze większe wrażenie.

Na początku ekscytowałyśmy się na widok każdej Japonki w kimonie, ale później okazało się, że wcale nie tak trudno spotkać Japończyków w ich tradycyjnym stroju. Zaskakiwały czasami klapki japonki, niektóre, te bardziej tradycyjne wyglądały na strasznie niewygodne.

A to już pobliska dzielnica finansowa i rządowa, gdzie dla odmiany nocą na ulicach nie widać prawie nikogo.

Bzu wyczytała, że ze szczytu jednego budynków można za darmo podziwiać panoramę miasta. Niestety w miejscu skąd był najlepszy widok otworzono restaurację, ale i tak udało nam się zrobić trochę zdjęć.