Zamiast relacji z kolejnego odcinka podróży, dzielę się dzisiaj z Wami spostrzeżeniami, które mogą przydać się przed planowaniem wyjazdu do Ameryki Południowej lub przybliżyć ten kontynent od innej strony niż jego atrakcje. Przeważają negatywne i zabawne przykłady, bo jak niesamowicie tu jest, pokazuję Wam na zdjęciach od początku wyjazdu. A jak w każdej podróży, nie wszystko zachwyca, choćby nie wiadomo jak super byłoby dane miejsce, zawsze jest jakaś druga strona medalu. Ameryka Południowa jest bardzo różnorodna, ale też sporo ją łączy i właśnie te cechy starałam się wyłapać. Znalazłoby się ich zapewne dużo więcej, ale to to moja subiektywna lista dziewięciu, które rzuciły mi się w oczy i utrwaliły w pamięci.
Jeżeli podróżowaliście po tym kontynencie, to chętnie przeczytam z czym się zgadzacie lub nie, oraz jakie inne rzeczy zapadły Wam szczególnie w pamięć!
Filiżanka kawy rozpuszczalnej
Największym producentem kawy na świecie jest Brazylia, Kolumbia znajduje się na trzecim miejscu, Peru na dziesiątym…. Możnaby pomyśleć, że najlepszej kawy napijesz się właśnie tutaj, ale nie, znakomita większość, w tym ziarna najlepszej jakości trafiają na eksport. Kultura picia kawy w Am. Pd. dopiero zapuszcza korzenie, do tej pory szczególną popularnością cieszyła się tu kawa rozpuszczalna. Niemal w całym Chile, kawa = puszka Nescafe. Czasem jest to też jedyna kawa serwowana w dobrych restauracji, z czym spotkaliśmy się np. w Argentynie. Jej popularność tłumaczona jest łatwością i prostotą w przygotowaniu, którą cenią tutejsi konsumenci. Przyczynia się też fakt, że śniadanie w tych stronach świata, niezależnie od dnia tygodnia, to raczej pospiesznie jedzony, skromny posiłek niżeli powolna, poranna celebracja w której kawa odgrywa jedną ważniejszych ról.
Dobra wiadomość jest jednak taka, że spożycie kawy rozpuszczalnej maleje, kiedy podróżujuje się po północy kontynentu – w Kolumbii przez trzy tygodnie nikt nie zaserwował nam Nescafe, podczas gdy w Chile zdarzało się to codziennie.
Rada? Jeżeli nie możesz żyć bez dobrej kawy, to na podróż do Ameryki Południowej (zwłaszcza południowej części kontynentu) poważnie rozważ zabranie własnej kawiarki.
Nie takie znowu niskie ceny
Wychodzi się raczej z założenia, że Ameryka Południowa, to tanie miejsce do podróżowania i chociaż poszczególne państwa różnią się pod względem kosztów, to myślę, że prędzej zostaniesz zaskoczony ich wysokością niż tym, że jest tanio. Jakby spojrzeć na koszty z perspektywy mieszkania tutaj, oczami lokalnej osoby, to życie jest tu bardzo bardzo drogie – przeciętne zarobki mają się nijak do cen.
Wracając jednak do realiów podróży, ceny najbardziej dawały nam w kość w Chile i Argentynie, najmniej w Boliwii i Kolumbii.
Powszechnym uczuciem robiąc zakupy spożywcze, jest to, że za gorszą jakość płacimy niemalże jak w Europie, a kupując coś podobnej jakości jak w domu, okazuje się, że trzeba zapłacić znacznie więcej. Noclegi wychodzą taniej, ale najczęściej za pokój prywatny, ceny dormitorium są już bliższe europejskich. Nie wliczam w to Patagonii, gdzie noclegi potrafią kosztować fortunę. Transport? Loty krajowe są często całkiem tanie, czego nie można powiedzieć o lotach międzynarodowych. Z transportem ziemnym miałam więcej do czynienia przy innych wizytach w Ameryce Południowej, ale są państwa które wyróżniają się w tym temacie szczególnie wysokimi kosztami – np. Argentyna. Z kolei podróżując we dwie lub więcej osób, taksówki okazują się często niezwykle tanie – w wielu miejscach bardziej opłacalne od transportu publicznego.
Jedzenie na ulicy kosztuje często grosze, ale kuchnia państw tego kontynentu jest dość monotonna i ciężka, więc nie jest to rozwiązanie na zdrowe odżywianie. Prawie zawsze tanie są na targach warzywa i owoce – przydatne do samodzielnego gotowania i tylko szkoda, że żadna kuchnia dostatecznie tego nie wykorzystuje (szczególnie w przypadku warzyw).
W ciekawszych restauracjach wciąż zaliczających się do niedrogich, ceny są generalnie wyższe niż w podobnych lokalach Polsce.

Torba śmieci zebrana na plaży w Chile
Śmieci i zanieczyszczenie
Jednym z najsmutniejszych obrazów na jakie napotykamy od samego południa aż po samą północ kontynentu, to ilość śmieci dookoła. Świadomość dbania o środowisko jest tutaj niestety bardzo niska, system recyklingu prawie nie istnieje. Ludzie upuszczają śmieci na ulicy, potrafią wyrzucić coś przez okno autobusu. Największą złość wywołuje u mnie widok śmieci w naturze – zaśmiecona plaża, kupa śmieci w środku lasu, plastikowe worki powiewające na płotach przy drodze wiele kilometrów od cywilizacji.
Oczywiście nie wszędzie tak jest, podejrzewam, że wciąż w dużo mniejszym stopniu niż w Azji, ale jednak rzuca się to w oczy.
Mój nos i płuca z kolei nie będą dobrze wspominać jazdy na motorze. Nawdychałam się tu najbardziej obrzydliwych spalin w życiu. Stan samochodów (przede wszystkim autobusów i ciężarówek) bywa zastraszający, kopcą czasem tak, że spaliny utrzymują się jeszcze kilkadziesiąt metrów za autem. Zresztą powietrza nie trzeba wstrzymywać tylko na motorze, już sam spacer przy ruchliwych ulicach gwarantuje utrudnienia w oddychaniu.
Samobójczy prysznic na pobudkę
Ciepła woda, to nie taki znowu standard w każdym miejscu. Przez pierwsze dwa miesiące tak często pytaliśmy na campingach w hostelach o dostępność ciepłej wody, że w końcu jak zapytaliśmy właściciela w hostelu w Limie to spojrzał na nas ze zdziwieniem – Yyy, a czemu miałoby nie być?
Częstym rozwiązaniem gorącegj wody jest prysznic elektryczny, zwany po angielsku “suicidal shower”. Wygląda jak urządzenie kupione w Telezakupy Mango, a jego obsługa może czasem dostarczyć niemałej dawki frustracji, bo jak delikatnie poruszysz kurkiem, to ciepła woda może na kilka minut zamienić się w lodowatą. Najlepsze w tych prysznicach jest to, że podobniejak inne mają metalowe kurki. Nie chcesz wiec tak naprawdę zmieniać temperatury wody, bo kończysz pokopany prądem;).
Woda i Coca Cola
W niektórych regionach i miastach kranówa jest zdatna do picia, więc tematem dyskusji może być tylko jej wątpliwy chlorowany smak, ale w większości miejsc picie wody z kranu raczej się odradza, a wtedy pozostaje kupowanie butelkowanej. Niestety całą Amerykę Środkową i Południowa łączy pewna smutna cecha – najbardziej powszechna woda należy do Coca Coli i kosztuje prawie tyle ile najsłynniejszy napój tej marki.
Regał z wodą przeciętnego supermarketu w Am. Pd. to mniej więcej 2-4 rodzaje, w tym jedna prawie zawsze należąca do Coca Coli.
Na ile Nestle czy Coca Cola wycenia butelkę wody w tych stronach? Średnio 3.50-4zł za 1.5L! Ponad 2 razy tyle, ile w Polsce czy Austrii, gdzie standard życia jest znacznie wyższy. Ludzie piją co prawda w domach często kranówę lub kupują kilkulitrowe baniaki z innych źródeł, ale tak czy inaczej, woda naturalna w rękach olbrzymiej korporacji w krajach rozwijających się, to dla mnie jeden ze smutniejszych obrazków przemysłu spożywczego.
Doceniajcie różnorodność, jakość i cenę wody w Polsce, cała Ameryka Południowa (i Północna) może Wam pozazdrościć.

Kiedy przyzwyczajenie wrzucania papieru do śmietnika bierze górę…
Papier toaletowy w śmietniku
To jeden z tych zwyczajów, do których ciężko się przyzwyczaić, ale wyjścia nie ma, o ile nie zechcesz być zapychaczem toalet. Podróżowanie po Ameryce Południowej oznacza, że w znakomitej większości, zużyty papier toaletowy wrzucać będziesz do śmietnika a nie toalety. Nie jest to wygodne, bywa obrzydliwe, bo niektórzy nie przejmują się tym jak wygląda ich zużyty papier i nie starają się niczego ukryć. Bywa, że wpływa to na zapach łazienki, bo śmietniki są otwarte, ale kiedy są zamknięte, musisz dotknąć klapy, a nie chcesz się zastanawiać która część papieru dotykała jej przed tobą. Mało przyjemna sprawa.
Powód tego rozwiązania? Niewystarczająco duże ciśnienie podczas spłukiwania. W lepszych hotelach, centrach handlowych i nowoczesnych budynkach papier najczęściej się spłukuje, w starszych budynkach nie, ale czasem ciężko dojść, która metoda jest tą właściwą. Jeżeli na ścianach nie jest napisane, żeby wrzucać papier do śmietnika, a kosz stoi daleko od toalety, to wskazówka, że możesz zrobić z papierem dokładnie to, co robisz w domu.
Bez hiszpańskiego ani rusz
Nie miałam takich odczuć z poprzednich wizyt, a może po prostu nie pamiętałam, ale w Ameryce Południowej bez choćby podstawowej znajomości hiszpańskiego naprawdę ciężko jest cokolwiek załatwić. W 90% przypadków właściciele lub pracownicy campingów/hosteli/b&b/hoteli w których się zatrzymaliśmy mówili tylko po hiszpańsku. Rzadko spaliśmy w typowo backpackerskich hostelach więc może to jeden z powodów, ale mimo wszystko zazwyczaj były to kwatery z Booking.com, a więc wcale nie typowo lokalne.
Byliśmy tak bardzo do tego przyzwyczajeni, że kiedy w końcu w La Paz natrafiliśmy na hostel, w którym właściciel mówił po angielsku, nie mogliśmy się przyzwyczaić i ciągle zagadywaliśmy odruchowo po hiszpańsku. Żeby się dogadać nie trzeba oczywiście wiele, ja z niezłą podstawową znajomością potrafiłam sobie poradzić nie tylko w sklepie czy hostelu, ale i u notariusza albo w urzędzie. Bez słowa po hiszpańsku trzeba przygotować się na utrudnienia w podróży po tym kontynencie.
Jakość produktów spożywczych
Supermarkety zaliczają się do moich ulubionych miejsc do zwiedzania w podróży. Chodzę po nich jak niektórzy po zabytkowych kościołach. Interesuje mnie co jedzą ludzie w poszczególnych krajach, jakie produkty mają do wyboru, ich składniki, marki oraz ceny. Ostatnio koleżanka zdziwiła się, kiedy wspomniałam gdzieś w komentarzu na FB o przetworzonych produktach w Ameryce Południowej, bo miała wrażenie, że jest dokładnie na odwrót – skoro kraje rozwijające się, to zło przemysłu spożywczego jeszcze tam nie dotarło. Niestety, to właśnie te państwa narażone są szczególnie. Niska świadomość konsumencka, niskie zarobki, co przekłada się na stawianie ceny zdecydowanie przed jakością. A jak jeszcze dzieli się jako tako kontynent ze Stanami Zjednoczonymi, które lubią zapuszczać swoje macki wszędzie tam gdzie mogą coś ugrać i gdzie nie będzie im się stawiać oporu, to robi się niewesoło. Wspomniana woda Coca Coli, masa produktów należąca do Pepsi Co i innych amerykańskich firm, to standard. Podobnie jak w Stanach, bać można się tu jakości produktów mięsnych, listy składników potrafią mocno dziwić, na próżno szukać prawdziwego chleba, tak jak i jogurtu naturalnego bez dodatku cukru (jak już występuje, to w kosmicznej cenie). Nie ukrywam – już cieszę się na zakupy spożywcze w Europie, bo choć nasz przemysł spożywczy jest daleki od ideału, to każdy inny kontynent jest jeszcze dalej.
Ciepło, ciepło, zimno
Ameryka Południowa to wielki kontynent i występują tu niemal wszystkie strefy klimatyczne, ale zdecydowanie bardziej kojarzy się ludziom z ciepłem niż zimnem. Sama dałam się trochę na to wyobrażenie nabrać, mając też w głowie poprzednie wizyty. Wiedziałam, że sporo czasu spędzimy w Patagonii, ale nie zastanawiałam się do końca jak będzie z pogodą dalej, zakładając, że będzie po prostu ciepło i przez większość czasu będę nosić szorty. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że pustynia w Chile będzie na wysokości 2000-3000mnpm, podobnie północna Argentyna, że prawie cała Boliwia będzie powyżej 3000m i że południowe Peru to też nieustannie 2000-3500m. Wysokość rzecz jasna przekłada się na temperatury i chociaż 3000m w Andach to zupełnie inne warunki klimatyczne niż w Alpach, to jednak od szortów bardziej przydały mi się długie spodnie. T-shirt, szorty i japonki zaczęłam nosić tak naprawdę dopiero w Kolumbii!