Po wyjeździe Benjamina z Kostaryki zostały mi niecałe dwa tygodnia do końca podróży, ale po kilku dniach w Santa Teresa byłam już gotowa do powrotu. Nie dlatego, że mi się nie podobało, ale nie działo się tam za wiele, nie miałam już siły na kolejne pakowanie się, zwiedzanie i czułam, że pora wracać, Europa wzywała.
Kiedy Benjamin przecinał drogą powietrzną Atlantyk, ja wpadłam na pomysł skrócenia wyjazdu o tydzień, zmiany daty lotów i zrobienia mu niespodzianki zjawiając się w Austrii. Musiałam mieć swoich ludzi, kogoś kto na miejscu zadba o powodzenie tego super-sekretnego planu, więc wciągnęłam przyjaciela Benjamina i jego brata.
Podróż z Kostaryki do Frankfurtu była jedną z najcięższych jakie kiedykolwiek przebyłam. Dwie bezsenne noce w samolocie, a w międzyczasie dzień spędzony na Florydzie. Z wykończenia nabawiłam się gorączki, a jadąc z Frankfurtu do Salzburga pociągiem czas już w ogóle stanął w miejscu i myślałam, że nigdy nie dotrę na miejsce. Wieczorem na dworcu w Salzburgu czekali na mnie Sebastian z Jakobem. Nigdy wcześniej się nie poznaliśmy, ale przywitaliśmy się jak starzy znajomi- planowanie niespodzianki ewidentnie zbliża ludzi.
Kilkanaście minut później byliśmy już na ostatniej prostej do celu. Tego wieczoru Benjamin urządził grilla dla znajomych, co zresztą było częścią mojego planu. Zatrzymaliśmy auto kawałek od domu, brat Benjamina przeprowadził mnie przez wilgotną łąkę na tyły posiadłości. Było już ciemno i ukrywanie się nie było trudne. Przeszłam przez wysoką trawę, między drzewami i położyłam się w hamaku. W tym czasie Jakob wrócił do reszty ekipy i namówił Benjamina, żeby poszli na chwilę w okolice gdzie znajdowałam się ja. Kiedy podeszli bliżej, zaczęłam się śmiać. Benjamin popatrzył w moim kierunku, podszedł bliżej, pochylił się i nie wiedział co ma zrobić – Nie wierzę! Co ty tutaj robisz?! Jak to możliwe?! – mniej więcej takie były jego pierwsze słowa. Byłam już roześmiana całkowicie, a po chwili nie mogło nastąpić nic innego jak wpadnięcie sobie w ramiona. Od tygodnia wyobrażałam sobie ten moment uśmiechając się na samą myśl, aż w końcu znalazłam się w miejscu, które jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej było na drugim końcu świata. Benjamin przyznał, że była to najlepsza niespodzianka jego życia. Jednym słowem, 100 punktów dla Uli.
Nie zaplanowałam ile zostanę w Austrii, ale tydzień przeleciał za szybko i spędziliśmy razem kolejny. Poznałam rodzinę, przyjaciół, znajomych. Benjamin jest bardziej aktywny i towarzyski ode mnie i praktycznie nie było dnia, żeby czegoś dla nas nie zaplanował. Wycieczki w góry, nad jezioro, spacery, motocross, zwiedzanie Salzburga, jazda na rowerze, testowanie pożyczonego Porsche, kolacje z rodziną, wieczorne wyjścia ze znajomymi i tak dalej. Nie nudziłam się, atrakcje miałam zapewnione niemal od rana do wieczora, przez co też spadła częstotliwość dodawanych postów.
Pod koniec mojego pobytu Benjamin zaczął już chodzić do pracy, ale idealnie się złożyło, że w przyszłym tygodniu ma wolne i przyjeżdża mnie odwiedzić w Polsce!
Miejsce słynie z piekarni Zauner, której popisowym wypiekiem jest zaunerkipferl, nadziewany migdałami rogal, nie powalił, ale był dobry.
Malowniczo położone Hallstatt stoi sobie tutaj od czasów średniowiecza. Chińczykom tak się spodobało, że postanowili skopiować je u siebie. Brawo.
Największą zaletą Salzburga jest jego położenie nad rzeką.