Do napisania tego tekstu zainspirował mnie post oraz kilka komentarzy pod nim, który pojawił się w ostatnich tygodniach na blogu Make Life Easier “Dlaczego warto kupować kosmetyki w internecie?” Gosia, autorka tekstu omawia w nim zalety kupowania produktów przez internet, wspominając też jedną wadę, choć nie do końca taką, na którą liczyłam.
Jestem w pełni świadoma, że autorka pisząc tego posta nie miała żadnych złych zamiarów i żeby było jasne – nie uważam tego posta za zło. Po prostu nabrałam ochoty na podzielenie się spostrzeżeniami na ten sam temat (rozszerzając go do wszystkich internetowych zakupów) w nieco inny sposób.
Tutaj muszę też zaznaczyć, że nie jestem przeciwniczką zakupów przez internet – sama kupuję w sieci, nieczęsto, bo w ogóle rzadko kupuję, ale jednak. Tym samym daleka jestem jednak od opinii, żeby zakupy internetowe potrzebowały reklamy i argumentów czemu warto rezygnować z pójścia do sklepu. Dlaczego? Bo właśnie w tę stronę zmierza świat, robienia wszystkiego online. Zapotrzebowanie na sklepy internetowe rośnie, końca w rozwoju technologicznym nie widać i pewne zmiany są nieuchronne. Tym samym akceptując je w całości przestajemy kwestionować ich słuszność i pozbywamy się krytycznego spojrzenia, którego choćby niewielka dawka niezbędna jest praktycznie w każdej dziedzinie.
Dążymy do ciągłego poprawiania komfortu swojego życia i zakupy online się do tego zaliczają. Nie trzeba wychodzić z domu, rozmawiać z ekspedientką, można zaoszczędzić pieniądze i mieć ogromny wybór w ofercie. Przy tym wszystkim mam wrażenie, że rzadko zastanawiamy się czy nasza wygoda nie kończy się większą niewygodą kogoś innego.
W komentarzach pod postem pojawił się głos właścicielki małego sklepu, która odebrała tekst jako nieco krzywdzący. Już mniejsza o to, że została od razu zaatakowana przez kogoś z czytelników za popełnienie błędów ortograficznych (uwielbiam kiedy całą mądrość zamyka się w poprawnej pisowni), ton odpowiedzi na tamtą uwagę był generalnie mało empatyczny, na zasadzie “sorry, takie czasy”.
Jasne, że to biznes musi dostosować się do trendów i rzeczywistości, nie na odwrót, a mały sklep stacjonarny też może zacząć sprzedawać w internecie, żeby przetrwać, ale czy musimy tak czarno-biało podchodzić do tematu, póki coś nie dotknie nas bezpośrednio?
Nie wiem jak jest w Waszych miastach, zwłaszcza tych mniejszej i średniej wielkości, ale z deptaku Zielonej Góry, skąd pochodzę, zniknęła zdecydowana większość niezależnych sklepów. Pozostały przede wszystkim banki, kilka sieciówek i garstka kawiarni. Na przestrzeni lat ruch pieszych w centrum miasta znacznie się zmniejszył na koszt ruchu samochodowego. Ludzi widuje się przede wszystkim w galeriach handlowych, a na deptak nie ma za bardzo po co wybierać się w czasie wolnym.
Oczywiście, że winy nie ponoszą za to sklepy internetowe, a na ten problem składa się wiele czynników, ale przenoszenie wszystkiego do sieci nie zmieni tego stanu rzeczy.
Klasycznym zachowaniem konsumenta dzisiejszych czasów jest też pójść do sklepu, sprawdzić produkt, wrócić do domu i kupić tą samą rzecz w internecie ciesząc się, że ubiliśmy lepszy deal.
W poście Gosi też pojawia się rada o wybraniu się najpierw do drogerii i sprawdzeniu czy dany produkt jest faktycznie tym czego się spodziewamy. No i wszystko wydaje się super, póki nie zastanowimy się co to oznacza dla sklepu. Zwłaszcza jeżeli jest niezależnym, a może nawet takim z kilkupokoleniową tradycją? Jeśli każdy klient pomyśli w ten sposób, sklep będzie zwijał interes w mgnieniu oka.
Tutaj przypomina mi się świetna, zeszłoroczna akcja Anity Suchockiej – Aife, która na Facebooku zwołała grupę osób z okolic Jeleniej Góry chętnych do wsparcia niezależnej księgarni należącej do jej wujka, któremu wyjątkowo ciężko jest utrzymać się na rynku w dzisiejszych czasach. Strasznie mi się to spodobało i liczyłam, że akcja rozszerzy się na inne miasta, ale nie wiem czy rozeszła się na inne części Polski. W każdym razie jeżeli macie w głowie jakieś sklepy w swojej oklicy, które chcielibyście wesprzeć w podobny sposób może warto zorganizować podobną akcję? Jeżeli nie tworzycie w internecie, a chcielibyście dotrzeć do szerszej publiczności dajcie znać, może uda mi się pomóc.
“Wydaje nam się, że cena kosmetyku wynika z kosztu jego produkcji, jednak w przypadku stacjonarnych drogerii niestety tak nie jest. Wynajem lokali, ich wyposażenie, pensje pracowników i oczywiście procent dla właściciela muszą być wliczone w marżę.”
Gosia słusznie wylicza co wpływa na wyższą cenę kosmetyku w sklepie stacjonarnym, a ja myślę o tych pensjach pracowników, za które mogą przeżyć. W ogóle cały ten tekst sprowadził mnie na wątek problemów stojących przed rynkiem pracy w przyszłości.
Wizja robotów/maszyn zamiast pracowników, nie jest już futurystyczną wizją końca świata, a rzeczywistością, w której już teraz w zależności od branży, część stanowisk pracy zastąpiły komputery, a maszyn zastępujących ludzi będzie przybywać.
W zeszłym roku podzieliłam się z Wami linkiem dotyczącym prototypu supermarkatu Amazon Go w Seattle, gdzie towary kasuje się za pomocą telefonu, a stanowiska kasy nie istnieją. Chociaż Amazon wciąż nad tym projektem pracuje, nie ukrywają, że mają duży apetyt na otworzenie licznej sieci sklepów w całym kraju jak i poza USA.
Przy stale rosnącej ludzkiej populacji zastanawia mnie więc, czy za kilkanaście, kilkadziesiąt lat w ogóle uda się stworzyć wystarczającą liczbę miejsc pracy? Być może państwa będą musiały rozważyć system pensji minimalnej niezależnej od zatrudnienia, a może po prostu rynek pracy całkowicie się przeistoczy i problem nie będzie aż tak duży? Nie wiem, ale wydaje mi się, że dla wielu państw będzie to poważne wyzwanie i może przesadzam łącząc ten temat z zakupami internetowymi, ale jednak kropki łączą mi się gdzieś tu w pewną całość.
Jeszcze inną kwestia do wzięcia pod uwagę w tym temacie jest ilość odpadów jakie generują przesyłki. Pewnie zdarzyło Wam się zamówić jakąś niewielką rzecz, która została zapakowana w wielki karton, w środku było mnóstwo bąbelkowej folii lub plastikowych ‘farfocli’, a wyrzucenie tego jednego odpadu zapełniło Wam od razu śmietnik. Mnie się zdarzyło i czułam się z tym źle, a wiem, że nadmiar opakowań, to standard internetowych zakupów spożywczych, których popularność rośnie i których potrzebujemy dużo częściej niż nowych kosmetyków czy ubrań.
Na koniec chciałam przytoczyć z posta Gosi fragment, który popieram w 100% i który według mnie jest prawdopodobnie największą zaletą zakupów internetowych – wspieranie małych, niezależnych firm które często istnieją tylko dzięki możliwością jakie daje internet.
“W drogerii nie znajdziemy niszowych marek, które pod względem jakości często biją na głowę produkty wielkich koncernów. Zwłaszcza ekologiczne kosmetyki ciężko kupić poza siecią.“
Jestem zdecydowanie za wspieraniem konkretnych firm, projektów, sklepów internetowych i popularyzowaniem wysokiej jakości, etycznie wykonanych produktów, ale tym samym byłabym ostrożna z ogólnym namawianiem do robienia zakupów w internecie, jako wspaniałego zakupowego rozwiązania.
Kilka dni temu przekonałam się, że są już na świecie dzieci, które robienie zakupów spożywczych znają tylko z internetu, bo ich zapracowani rodzice od dawna kupują żywność tylko w ten sposób. Nie powiem, że trochę mnie to przeraziło i mam nadzieję, że nie stanie się powszechnym zjawiskiem.
A jakie są Wasze przemyślenia na ten temat? Może zauważacie jakąś kwestię, która została pominięta w obu tekstach? Dorzućcie swoje przemyślenia, nawet jeżeli są całkowicie przeciwnie opinii, którą w tym poście przedstawiłam.