Lato w Salzburgu spędziliśmy aktywnie, zresztą większość poprzednich postów dotyczyła właśnie mini podróży wewnątrz Austrii. Krótkich wypadów i chodzenia po górach było tyle, że nie zdołałam opisać wszystkiego na blogu. Poniżej zdjęcia z trzech miejsc, którymi chciałam się z Wami podzielić. Zabrakło finałowej i najpoważniejszej wspinaczki tego lata, ale po takiej ilości gór na blogu w ostatnim czasie uznałam, że mogę odpuścić zabranie ze sobą lustrzanki, a foty z kompaktu Benjamina może przydadzą się na inną okazję.
W ostatni upalny weekend wstaliśmy przed 6 i pojechaliśmy nad Wolfgangsee.
Celem było znalezienie kawałka plaży tylko dla siebie. Wiedzieliśmy gdzie szukać i dość szybko trafiliśmy na miejsce idealne.
W pobliżu zacumowana była łódź. Starsza para zażyła porannej kąpieli, a potem odpłynęli na śniadanie.
Śniadanie w takim otoczeniu? Za rok powtórzymy poranny wypad nad Wolfgangsee pewnie kilka razy.
Zdążyliśmy zdrzemnąć się w ciszy i spokoju, zanim w okolicy zaczęło pojawiać się więcej osób, dosięgnęło nas słońce i zrobiło się gorąco, ale też w sam raz na kąpiel.
Mam swoją ulubioną knajpkę w wiosce Benjamina. Leży na wzgórzu, przy kościele, a popołudniu oświetla ją przepiękne światło. Idealne miejsce na kolację o zachodzie słońca.
Innym razem wybraliśmy się z bratem i tatą Benjamina na Hochgründeck, jedną z najwyższych zalesionych gór w Europie (1827m). Widok ze szczytu zaliczany jest do jednego z najładniejszych w Austrii. Lokalizacja to Pongau, w regionie Salzburga. Poziom trudności jest niski, w sam raz na rodzinną wspinaczkę.
Widok na Bischofshofen.
Na koniec zjedliśmy keiserschmarrn w knajpie u podnóża góry. Nie jadłam wielu, ale to był dla mnie najlepszy keiserschmarrn z dotychczasowych, mocno jajeczny, dzięki czemu wilgotniejszy od przeciętnych. Szefową kuchni była urocza staruszka, przyszła się z nami przywitać w trakcie jedzenia. Poprosiłam ją o portret, ale niestety nie chciała zapozować beze mnie i musiałam zepsuć sobą cały koncept.