Dalsza część niedzieli…

Po zajrzeniu do cukierni Miette, opuściłyśmy z Eweliną Ferry Building.

Poszłyśmy do Chinatown. Chyba tylko tam można zobaczyć w San Francisco pranie w oknach.

Miałam ochotę na mrożony jogurt na deser. Wymieszałam smak melonowy, ciasteczkowy, masło orzechowe, i red velvet cake + dodatki w postaci posypki, kawałków orzechów/migdałów, białej czekolady, żelków i jagód. Mniam.

Przez Chinatown doszłyśmy do włoskiej dzielnicy North Beach.

Stamtąd Ewelina złapała autobus, bo musiała wracać do domu.


Kościół Św. Piotra i Pawła.

Później ruszyłam pod górkę ulicą, którą nigdy wcześniej nie szłam.

Spodobała mi się uliczka z domami w cukierkowych kolorach.

W końcu znalazłam się w miejscu z naprawdę ładnym widokiem na miasto.

Widać tu kościół z poprzednich zdjęć, a także najbardziej krętą ulicę świata (ciężko będzie Wam ją dojrzeć) i chowający się we mgle most Golden Gate po prawej stronie.



Cdn.